Duchowość

Czym jest rozwój duchowy?

Rozwój duchowy nie jest tym za co się go powszechnie uważa. Z braku fachowej wiedzy zaczęto określać tym mianem wszystko co jest związane z rozwojem człowieka a nie jest bezpośrednio związane z rozwojem ciała fizycznego choć na nie wpływa. I tak rozwojem duchowym objęto różnej maści ćwiczenia medytacyjno-oddechowe, relaksacyjne, techniki programowania umysłu itp. To wszystko może być pomocne ale nie jest rozwojem duchowym. Dlaczego? Ponieważ rozwój duchowy służy rozwojowi Ducha ludzkiego czyli najwyższej cząstki istoty ludzkiej.

Ten rozdział poświęcony jest przede wszystkim rozwojowi duchowemu i przedstawienie tego właśnie zagadnienia nastręczyło mi najwięcej problemów. Jak zacząć, jak w kilku zdaniach przedstawić coś czego uczę się od ponad ośmiu lat a pasjonuję i zgłębiam od zawsze. Standardowo pomyślałem, zacznę od początku ale tych początków też jest wiele. Przecież rozwój duchowy wpływa na całość istoty ludzkiej włącznie z jej otoczeniem, przeznaczeniem, ścieżkami losu, przyszłością jak i przeszłością.
W związku z tym, że nie ma jednego początku, zacznę od końca . Przedstawię drogę, którą podążam krok po kroku, jakie stosuję techniki, gdzie i u kogo pobieram nauki, jak to robię oraz wreszcie jaki jest cel tej wędrówki.

Co jest moim celem?

Tak jak większość ludzi swój rozwój zaczynałem z ideą samodoskonalenia się. Chciałem po prostu stać się lepszym człowiekiem ale nie od innych ludzi ale lepszym od siebie samego. To pchało mnie do przodu. Gdybym wzrastał w odniesieniu do ludzi, mógłbym utknąć w wewnętrznym zadufaniu. Umysł momentalnie podsunąłby mi ludzi, na tle których wyglądałbym korzystnie. Gdy wzrastam w odniesieniu do siebie samego widzę zmiany jakie w sobie dokonuje. W zasadzie napomknąłem tu o dwóch najważniejszych elementach w drodze do celu. Pierwszy to nasz biedny, zaprogramowany umysł, który jest naszą największa pułapką. Drugi to parametr PRZEMIANY. Omówię go dokładniej nieco później. W miarę naszego wzrastania w samorozwoju, w człowieczeństwie znika jednostkowe ego jakie znamy czyli jednostka w oddzieleniu od innych a pojawia się człowiek indywidualny, który coraz bardziej odnajduje się w całości, w jedności ze wszystkim i wszystkimi. Jest to rodzaj uczucia, które można porównać z relacjami rodzinnymi. Nagle ludzie przestają być obcy. Stają się bliscy. W naturalny sposób zaczynamy się o nich troszczyć, myśleć o nich, zaczynamy odczuwać potrzebę opieki. Nasze działania zaczynają uwzględniać ich obecność. Zaczynamy czuć, że mamy prawo do pieniędzy, mamy prawo być szczęśliwi ale nie kosztem innych. Staramy się tak ustawić swoje działania aby współistnieć i współtworzyć wraz z nimi. Te wszystkie stany przychodzą z czasem, w miarę wzrastania dlatego nie przejmujcie się jeżeli jeszcze nie czujecie w pełni potrzeby opiekowania się i pracy dla ludzi. To samo przyjdzie, o ile oczywiście podejmiecie pracę nad sobą.

Gdy kilka lat temu na dobre wszedłem w ten temat, zacząłem zadawać sobie pytania, które stały się fundamentem mojego rozwoju i drogi duchowej. Jednym z nich było „czym tak naprawdę jest rozwój duchowy?”. Gdy zadałem to pytanie w modlitwie, nawiązała się krótka konwersacja.

  • Czym tak naprawdę jest rozwój duchowy?
  • To bycie dobrym człowiekiem – usłyszałem,
  • a na czym polega bycie dobrym?
  • Dobrym człowiekiem jesteś wtedy gdy innym ludziom z Tobą jest dobrze. Gdy zapisujesz się w nich łzami radości a nie smutku…

Zrozumiałem, że rozwój duchowy to rozwój w człowieczeństwie – w miłości, braterstwie i współtworzeniu. I od razu tu nadmienię, że nie chodzi o przyjęcie postawy ofiary do wykorzystania, wręcz przeciwnie. Mądrość duchowa oraz świadomość muszą być włączone. Pamiętam jaki błąd popełniłem zanim natrafiłem na nauki Zbyszka. Chcąc być poprawnym i „duchowym” człowiekiem zgodnie z zaleceniami „radykalnego wybaczania” wybaczyłem a potem otworzyłem się na ludzi, którzy wyrządzili mi sporo krzywd. Przecież im wybaczyłem, więc możemy nasze relacje budować na nowo. Do głowy mi nie przyszło, że ja zacząłem się rozwijać duchowo ale oni nie. Jak mnie nienawidzili tak mnie nienawidzą. Dostałem takiego kopa, że przez kilka lat nie mogłem dojść do siebie. W zasadzie dopiero Zbyszek ze wszystkiego mnie pooczyszczał ale wróćmy do tematu…

Czym jest świadomość i czym różni się od wiary. Góra wytłumaczyła mi to tak.

… to tak jak wierzysz, że kiedyś poznasz fajnego partnera, wierzysz, że będzie wam razem dobrze. To uczucie Cię unosi i daje nadzieje ale wymaga wysiłku aby je utrzymać. Świadomość to wiedza, Ty wiesz że poznasz fajnego partnera czy partnerkę i wiesz jak to zrobić. Tu pojawia się spokój i lekkość. Gdy wiesz to po prostu wiesz a to nie wymaga wysiłku.

Jeżeli teraz ktoś spytałby mnie czy ja wieżę w Boga to odpowiedziałbym, że NIE. Gdybym skończył wypowiedź na tym zdaniu to zgodnie z egregorem kościelnym wzięto by mnie za antychrysta, ateistę itp. Ja w niego nie wierzę bo już WIEM, że On jest. Kontaktuję się z Nim każdego dnia i zaczynam Go odczuwać w całej mojej przestrzeni. To tak jakbym miał powiedzieć, że wierzę, że Karaiby istnieją no bo tam jeszcze nie byłem. Ja wiem, że one istnieją i wiem że pewnego dnia tam pojadę. Głównym więc celem rozwoju duchowego jest ŚWIADOMOŚĆ a nie wiara. Wiara jest tylko etapem, tylko drogą do celu. Znam wielu ludzi, którzy utknęli na tym etapie. Doszli do wniosku, że skoro jest to dość trudne to warto to kultywować bo to kuźnia charakteru. Tylko na początku, świadomość jest jeszcze większym wyzwaniem. Dlaczego? Bo wiara jest eteryczna, do końca nie jesteśmy jej pewni co przekłada się na nasz stosunek do świata i pracę nad sobą. Działamy na „pół gwizdka”, zostawiamy sobie furtki… Kiedy wiemy, kiedy schodzi konkretna wiedza, konkretne podpowiedzi i wskazówki nie ma już dróg ucieczki dla naszego umysłu.

I tu zaczyna się słynna „PRACA NAD SOBĄ” w wydaniu Zbyszka Popko. Faktycznie mnóstwo ludzi włącznie ze mną bywa głuchych na podpowiedzi Góry. Często prosimy ich o pomoc w rozwiązaniu problemu, o wskazówki ale potem nie stosujemy się do nich i jeszcze przewrotnie potrafimy powiedzieć, że „TO NIE DZIAŁA”. Okazuje się że my zawsze mamy własną wizję na rozwiązanie problemu i wdrażamy nauki Góry gdy są one zgodne z naszymi potrzebami czy założeniami. Ile razy mieliśmy problemy w pracy, w domu, problemy z ludźmi. Mechanizm w nas funkcjonujący każe nam zmieniać ludzi oraz przestrzeń wokół siebie ale nie zmieniać siebie aby dostosować się do środowiska. Niestety, czasami w tym momencie okazuje się że to środowisko nie jest fajne i musimy z niego odejść. Czy nic nie da się zrobić? Da się ale w ograniczonym zakresie. Możemy działać światłem, czyli miłością i życzliwością aby te wibracje przenikały dane środowisko wspierając pozytywne relacje między ludźmi ale nie możemy łamać ludzkiej woli. Jeśli ktoś jest zły i chce pozostać zły nie możemy tego zmieniać, to jego ścieżka. Na szczęście my nie jesteśmy skazani na życie z takimi ludźmi, mamy prawo wyboru, jednak często w tym momencie odczuwamy wewnętrzny opór. Ten opór wynika z dwóch rzeczy: PROGRAMY oraz STRACH. Strach jest obecnie siłą, która przeniknęła całą sferę życia ludzkiego. To na nim system opiera swoją moc i władzę. Tkwimy w nieudanym związku bo boimy się samotności, siedzimy w beznadziejnej pracy bo boimy się, że nie znajdziemy lepszej. Nie wierzymy w siebie, we własne siły i że nam się coś od życia należy. Ale nie jesteśmy głupi, tak właśnie ukształtowały i utrzymują nas w beznadziei programy. Zostaliśmy wychowani w świadomości, gniewnego i mściwego Boga. Wszechmogącego, który nic dla nas nie robi. Zaszczuci, w skrajnych przypadkach, nie wiemy nawet czym jeszcze możemy go urazić. Co on sobie umyśli i jak bardzo będziemy cierpieć. Zawsze byłem w szoku gdy słyszałem, że zanoszę moje cierpienie Bogu, że to fajne a On się cieszy. Teraz wiem, że to chore podejście. Bóg przede wszystkim jest Ojcem. Idealnym ojcem, milion razy lepszym od najlepszego z nas. Czy tak cudownej istocie może sprawiać przyjemność cierpienie własnego dziecka? Oczywiście, że NIE. Gdy my cierpimy On cierpi.

Natomiast prawdą jest, że wzrastamy poprzez doświadczenie, także to bolesne.

Istota ludzka jest złożonym tworem, składa się na nią 12 struktur nazywanych powłokami to między innymi ciało fizyczne, ciało energetyczne, ciało przestrzenne, ciało egzystencjalne, dusza, duch itd.

Ojciec obdarował nas największym z darów – WOLNĄ WOLĄ i nawet jemu nie wolno jej łamać.

W naszej rzeczywistości ścierają się dwie podstawowe siły: dobro i zło. Toczy się nieustanna walka o nas, o nasze dusze, ale żeby się w tym wszystkim poprawnie odnaleźć, musimy być świadomi tła, w którym ta walka się toczy, kim jesteśmy, skąd pochodzimy i co nas tak naprawdę czeka gdy dokonamy już wyboru.

Zacznijmy od początku (ale nie aż tak bardzo. Jak Bóg stworzył wszechświat itd. bardzo ładnie przedstawił Zbysio w swoich wideoblogach, nie ma więc sensu abym tu się rozpisywał www.popko.pl, https://www.youtube.com/user/popkozbigniew/featured). Bóg stworzył nas z siebie z własnych cząstek. Jest zawarty we wszystkim co tworzył ponieważ jest też budulcem, tak więc prawdą jest, że człowiek jest istotą doskonałą. W tamtym momencie, w momencie stworzenia, mieliśmy w sobie 100% światła bo Bóg jest czystym światłem ale byśmy mogli siebie doświadczać musieliśmy wejść na drogę doświadczania czyli jak to się mówi uszczknąć coś z drzewa dobrego i złego. Dlaczego? Bo wtedy zyskujemy świadomość siebie, tylko poprzez doświadczenie. Wielu ludzi dokonuje heroicznych czynów, odkrywa w sobie piękne cechy ale gdyby nie sytuacja, która zmusiła ich do działania nie wiedzieliby, że je mają, nie wiedzieliby kim są. To proces poznawania siebie. Problem w tym, że by dokonać wyboru trzeba mieć z czego wybierać. Gdyby na ziemi była jednakowa temperatura to nawet nie wiedzielibyśmy, że istnieje taki czynnik jak temperatura, nie potrafilibyśmy go nawet zdefiniować. Dzięki różnorodności wiemy kiedy jest ciepło a kiedy zimno i uczymy się poprawnie odnajdywać aby nie chodzić w zimie w sandałachJ. Z dobrem i złem jest podobnie. My wszyscy tu żyjący zostaliśmy stworzeni w prawie wolnego wyboru, naturalną więc ścieżką jest podążanie ku światłu, ku Ojcu ale by to odkryć, niezbędne jest też poznanie ciemnej strony. Problemem jednak jest to, że doświadczenia nas kształtują i przemieniają. Proces ten nazywamy białą lub ciemną przemianą.

Każdy słyszał o niebie, piekle oraz czyśćcu do których mamy trafić po śmierci ciała fizycznego. Każdy tam gdzie pasuje.

Ten świat, nasz świat, został zmodyfikowany tak samo jak zmodyfikowano nasze ciała i pozostałe struktury. Jesteśmy jedynie namiastką pięknych i doskonałych istot, które stworzył Ojciec. Pierwsi ludzie, Talaroni, mieli ciała niemal niezniszczalne. Nie znali chorób, mieli pełen aktywny kontakt z Górą. W każdej chwili słyszeli podszepty ciemnej strony jak i podpowiedzi Świetlistych. Panowała równowaga. Ludzie Ci mieli znakomity kontakt z przyrodą, byli w pełnej jedności ze światem we wszystkich jego wymiarach. Znali znaczenie pojęcia „Ładu Bożego” i żyli w harmonii i szacunku ze wszystkim.

My jesteśmy już trzecią cywilizacją na ziemi. Jesteśmy jedynie cieniem tych wspaniałych istot. Jak wygląda nasz kontakt z Góra oraz otoczeniem każdy z nas widzi po sobie. Strach, oddzielenie, nienawiść, brak skrupułów torują nam ścieżkę poprzez życie. Przekleństwem naszych czasów jest przekonanie, że trzeba albo być bogatym i bezwzględnym albo dobrym i biednym.

Największym podstępem ciemnej strony jest to, że przekonała nas że nie istnieje. Wielu ludzi, których spotykam mówi, że są ludźmi wierzącymi ale gdy pytam czy wierzą w „Szatna i siły nieczyste” to patrzą na mnie jak na wariata. W sumie się nie dziwię, tak działają programy ale już nawet logika podpowiada, że cały świat stworzony jest dwubiegunowo więc skoro istnieje światłość to istnieje też ciemność. Po co więc zastosowano ten fortel? Najprościej rzecz ujmując po to, aby za wszystko obwiniać Boga a przez to wchodzić w oddzielenie od niego. To paradoks ale w sytuacjach, gdy najbardziej potrzebujemy Jego pomocy, odcinamy się od niej z poczucia żalu, bólu i niesprawiedliwości. Co z tego, że prosimy Go o uratowanie życia naszego chorego dziecka, gdy w głębi duszy obwiniamy go za jego chorobę. Oddzielając się odcinamy się od pomocy. Gdybyśmy wiedzieli komu tak naprawdę zawdzięczamy nasze cierpienie…

Rozwój duchowy więc, to otworzenie oczu i odzyskanie świadomości. Ujrzenie gry sił, które rządzą tym światem, poznanie mechanizmów i zasad które tu obowiązują i zdanie sobie sprawy z sytuacji w której się znajdujemy.

Jak nadmieniłem wcześniej, wszyscy słyszeliśmy o niebie, piekle i czyśćcu.

A co jeśli ten świat jest właśnie światem czyścowym. Skąd takie wnioski? Zastanówmy się, prosty przykład, na ulicy prędzej ktoś poda Ci rękę czy podstawi nogę. W pracy panuje atmosfera wzajemnego wspierania się czy konkurencji i zawiść, w wiązkach panuje wolność czy zazdrość i zniewolenie. Niestety, niemal wszyscy ludzie na tej ziemi są zesłańcami, którzy ze 100% światła w chwili stworzenia mają obecnie około 30%. 70% światła zostało utracone. W jaki sposób? Poprzez dokonywanie niewłaściwych wyborów. Jak to możliwe, że Bóg stworzył system w którym jego dzieci by wzrastać i się doświadczać staczają się? No cóż, doświadczenie nie zakłada wyniku. Gdy podejmuję jakieś działanie i czuję, zdaję sobie sprawę, że tym działaniem kogoś skrzywdzę a mimo to przeprowadzam je, to ponoszę tego konsekwencje. I to właśnie nazywamy ciemną przemianą. Stajemy się gorsi bo to doświadczenie nas zmienia a na naszym koncie zapisywana jest wyrządzona krzywda. Jedynym co możemy zrobić aby odrobić straty to podnieść bilans dobrych uczynków. Tu obowiązuje waga dobrego i złego. Niestety jesteśmy dość leniwi, łatwiej nam mówić o Bogu i Świetle niż ruszyć tyłek i naprawić krzywdy. A co w sytuacji, gdy nie żyje już osoba, której wyrządziliśmy krzywdę? To nie ma znaczenia. Po tamtej stronie i tak wszyscy jesteśmy rodziną, jesteśmy jednością. Wystarczy pomóc tym, którym możemy pomóc. Trzeba jednak pamiętać o czystości intencji. Jeżeli pomagam bo chcę dostać się do Góry a mam gdzieś ludzi i świat to nie zadziała. I tu doszliśmy do sedna rozwoju duchowego.

Rozwój duchowy cechuje nasze CZŁOWIECZEŃSTWO.

Kto tego nie zrozumie, nie postąpi o krok na przód.

Kto to pojmie, przed tym stanie otworem droga do Prawdy, droga do Góry, otworzy się Kanał Duchowy a Braterstwo Miasta Oriin aktywnie będzie wspierać jego poczynania.

Jak to osiągnąć?

Ta ścieżka rozwoju biegnie dwutorowo, z jednej strony Świątynia Serca i droga od pokochania siebie i pokochania innych do Miłosierdzia, to wystarcza by na stałe wejść w kanał, a z drugiej strony Aleja Zwycięstw i odzyskiwanie dorobku doświadczalnego poprzednich wcieleń. Wtedy stajemy się czystą i piękną istotą o niesłychanej mocy.

Jednym z często popełnianych błędów jest próba wzrostu duchowego poprzez umysł. Na początku, każdy chłonie wiedzę jak gąbka. Szukamy kolejnych książek, artykułów, autorów. Wydaje nam się że musimy to wszystko pojąć aby móc wzrastać. To największy błąd, ponieważ musimy zdawać sobie sprawę, że ocieramy się o poziomy nie do ogarnięcia ludzkim umysłem. To tak jakby dzieci z przedszkola, które dopiero poznają literki alfabetu próbowały pojąć podręcznik do fizyki kwantowej. Gromadzenie wiedzy mylnie postrzegamy jako „pracę nad sobą”. To tylko początkowy etap. To tak jakby specjalista zatrzymał się na etapie teorii a nigdy nie wszedł w praktykę. Ja również popełniałem taki błąd. Jeździłem na warsztaty, zbierałem nagrania, prowadziłem notatki i ciągle było mi mało tej wiedzy a wzrost stał. W tamtym okresie budowałem dom i dostałem taką podpowiedź od Góry.

…cały czas gromadzisz materiały do budowy i ciągle Ci mało. Tak naprawdę już teraz masz tyle materiału, że mógłbyś postawić trzy domy a ty nawet nie zacząłeś budowy. Zacznij w końcu budowę, gdy będzie Ci brakować materiałów, my ci je na bieżąco dostarczymy…

Zrozumiałem, że przyszedł czas na praktykę czyli modlitwę czy jak kto woli medytację. Dopiero w tych stanach łączymy się z naszymi wyższymi cząstkami i możemy harmonijnie budować naszą postać.

Świat modlitwy (tej prawdziwej) to świat magii gdzie naprawdę przeżywamy te wszystkie doświadczenia. W tym stanie, są one w stanie się w nas zapisać. Po wyjściu z takiej modlitwy stajemy się innymi ludźmi. Oczywiście tu również czeka nas praca. Jeśli nie utrwalimy naszych zmian, nawyki i przyzwyczajenia dość szybko usuną z nas nowy zapis. Ten mechanizm fajnie jest zilustrowany w „Opowieści wigilijnej”. W tym śnie na jawie (czyli stanie modlitewnym), który dopadł głównego bohatera on doświadczał sytuacji, które zmieniły jego sposób patrzenia na świat, ludzi i pieniądze. Nastąpiło pełne przewartościowanie celów i idei. Jednak, gdyby nie wprowadził od razu w życie podpowiedzi, które otrzymał z Góry nie zaszła by w nim przemiana. To największy problem. Są dwie przyczyny przez które nie zachodzi przemiana. Po pierwsze nie chcemy przyznać się przed samymi sobą, że tak naprawdę NIE WIERZYMY GÓRZE i nie mamy do nich zaufania. Gdzieś w głowie jest lęk, że będzie jeszcze gorzej. Przecież oni nas znają i wiedzą co dla nas jest najlepsze. Jeżeli przychodzi podpowiedź to nigdy nie będzie dla nas niekorzystna. Zawsze okaże się najlepszym rozwiązaniem z możliwych. Druga przyczyna to LENISTWO. System wychował nas w ten sposób, że lubimy mieć wszystko podane na tacy. Idziemy do lekarza i chcemy magicznych pigułek. Niechętnie słuchamy o zmianie trybu życia, nawyków żywieniowych o dbaniu o zdrowie. Ktoś inny powinien to coś za nas zrobić. Góra nic za nas nie zrobi. Daje podpowiedzi ale to my sami musimy budować nasze szczęście. Niestety, podpowiedzi bardzo często wymagają od nas pracy i wysiłku. Bardzo często, niestety, widzę ludzi, którzy dobrnąwszy do tego właśnie momentu zaczynają rozglądać się za inną ścieżką, inną metodą. W ich głowach jest dziwna myśl, że Bozia zostawił taką tylną furtkę tylko trzeba ją znaleźć. Nic takiego nie istnieje. Idziemy do góry czyli do wyższych światów nie w nagrodę ale w wyniku efektów naszej pracy. Jakim się staję do takich światów pasuję. Jeśli jestem kanalią to trafię do równych sobie i tyle.

Wzrost duchowy jest zatem ścieżką dla ludzi pracowitych i odważnych. Od tych dwóch cech zależy tempo tego wzrostu.

Skoro to takie proste to dlaczego ludzie mają tak duży problem ze wzrostem duchowym? Fałszywe ścieżki…

Zostaliśmy stworzeni w Prawie Wolnego Wyboru (PWW) dzięki temu zostaliśmy obdarzeni wolną wolą. Każdego dnia dokonujemy wyborów, które kształtują naszą osobowość oraz wyznaczają ścieżki losu. W tej rzeczywistości obowiązuje jeszcze jedno podstawowe prawo, Prawo Totalnego Podporządkowania (PTP). To dzięki niemu potrafimy wpłynąć na drugiego człowieka i jego rzeczywistość. Niestety z reguły wpływamy negatywnie. My w swym wolnym wyborze możemy korzystać i korzystamy z obu tych praw. Oba te prawa zostały stworzone przez Boga. Na początku mojej drogi pytałem się „dlaczego Bóg stworzył prawo które pozwala niszczyć świat i drugiego człowieka”. Nie rozumiałem idei jego powołania. Okazuje się, że PTP w naszym wydaniu zostało wypaczone. Są światy w których ono obowiązuje ale zasadą tam jest, że podporządkowuje sobie „człowieka” kierując się jego największym dobrem. Bardzo ładnie jest to opisane w wideoblogach Zbysia Popko.

W naszym wydaniu podporządkowuję sobie środowisko oraz człowieka dla własnych celów. Nasunęło mi się kolejne pytanie. Odrzucając całą sferę moralności zastanawiałem się czy jeżeli korzystam z praw stworzonych przez Ojca to czy ponoszę odpowiedzialność za konsekwencje z tego wynikające? Czy istnieje grzech i czy jest kara? Skoro otrzymałem wolną wolę i wolną wolą się posługuję to dlaczego mam być karany?

Okazało się, że grzech nie istnieje, że Bóg nas nie ocenia a ludzki Duch wzrasta poprzez nasze doświadczenie. Z tego punktu widzenia kara nie istnieje. Jednak prawdą jest też, że nasze wybory nas kształtują. Jeżeli przywykłem do agresji, do gniewu, dominacji i podporządkowywania sobie ludzi to w pewnym momencie taki się staję.

Musimy sobie uświadomić, że to co nas kształtuje to nasze środowisko, normy społeczne itp.

Jak to działa?

Norma a normalność

Gdy byłem bardzo młody usłyszałem zdanie: „Bóg uczynił niektórych ludzi silniejszymi od innych aby mogli nimi rządzić. To tak jak ze zwierzętami gdzie silniejszy zabija słabszego – prawo dżungli”.

Mechanizm jest bardzo prosty, jeżeli wychowamy się w środowisku w którym okrucieństwo i przemoc są na porządku dziennym a nie będziemy mieć innych, zdrowych wzorców to uznamy, że tak po prostu jest. Że tak jest skonstruowany ten świat a ewentualne wątpliwości i poczucie winy odbierać będziemy jako przejaw słabości. W tym zwyrodnieniu możemy utonąć tak bardzo, że będziemy bronić takiego stylu życia pod płaszczykiem, tradycji, kultury itp. Wyrazistym tego przykładem jest postawa starszych kobiet (czytaj – kobiet złamanych), które wychowując się w kulturach patriarchalnych same bronią niezmienności systemu. Same tłamszą swoje córki oraz siostry nie dopuszczając do odstępstw od normy.

Tak więc musimy to sobie głośno powiedzieć, w obecnych czasach normy często są bardzo odległe od normalności.

I jeszcze jedno. To nie prawda, że jesteśmy tacy sami. Takie myślenie legło u podstawy poglądów, że Bóg tak to ułożył, że Bóg tak chce. Jesteśmy istotami, choć zrodzonymi z tego samego i zdążającymi do tego samego celu to różniącymi się dystansem, który pokonaliśmy. W toku kolejnych wcieleń nabieramy doświadczenia i to doświadczenie nas odróżnia, to ono decyduje, że jesteśmy silniejsi o tych, którzy dopiero zaczynają swoją podróż. A to oznacza, że dla słabszych jesteśmy jak starsze rodzeństwo a starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym a nie je wykorzystuje. To właśnie świadczy o człowieczeństwie. Moje słowa nie koniecznie muszą do was przemawiać ale jak wejdziecie w kontakt z Górą sami będziecie ściągać odpowiedzi na nurtujące was pytania.

Poprawność a Prawda – iluzja poprawności

Poprawność jest zarówno najlepszym jak i najgorszym mechanizmem. Dlaczego? Dobrym ponieważ jest bardzo łatwy do wprowadzenia i najgorszym bo pozwala utknąć w iluzji.

Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni poprawności. W szkole, w domu w pracy. Każda niewypaczona jednostka wie (czuje) kiedy robi źle, wie jakie zachowanie jest od niego oczekiwane. Przesiąkliśmy tym tak bardzo, że robimy to niemal bez zastanowienia. I bardzo dobrze bo to pozwala zastosować technikę „pieca”. Jest to bardzo ważna technika ponieważ pozwala na początku przyjąć właściwe wzorce i żyć według nich. Z czasem przyzwyczajamy się do nowego wzoru zachowania do tego stopnia, że staje się naszym. Jeśli jednak poprawność zachowania nie idzie w parze z wewnętrzną przemianą to mamy doczynienia z iluzją człowieka. Piszę o tym ponieważ sam wpadłem w taką iluzję. Zachowywałem się poprawnie, przyjąłem nowe wzorce byłem taki „uduchowiony:, że w pewnym momencie uwierzyłem, że taki jestem, że jestem już tym wzorem do którego zdążam. W czym tkwił problem? W tym, że moja postawa wynikała z mojej uważności i poprawności a nie była wynikiem mojej wewnętrznej formuły. Prawdziwy wzrost jest wtedy kiedy my stajemy się tacy naturalnie, jesteśmy tacy w domu, w pracy a nawet śpiąc. To prawda o nas. Piszę o tym ponieważ otacza nas cała masa uśmiechniętych i pogodnych ludzi mówiących ładne rzeczy na temat Boga i duchowości ale większość z nich utknęła właśnie na etapie poprawności. Jak to sprawdzić. Wystarczy zobaczyć jak reagują w trudnych, stresujących sytuacjach. W próbach życia wychodzi cała prawda o człowieku. Przed chwilą mówił o miłości i braterstwie a za chwile kradnie torebkę na parkingu bo nie ma co jeść. I nie jest to wytłumaczenie. Znam ludzi, którzy byli w takiej sytuacji a nie okradali nikogo, woleli pójść do gorzej płatnej pracy bez perspektyw by przeżyć a w międzyczasie szukali czegoś lepszego. Ale nie kradli!!!

Reasumując, zachowanie ludzi nie zawsze świadczy o tym co jest w środku. Jestem grzeczny bo wiem że tak trzeba i umiem się zachować, choć w środku mnie ciągnie do rozróby. Wzrost jest wtedy gdy przepracuję w sobie czyli przemienię tę cechę która ciągnie mnie do rozróby i będę spokojny sam z siebie bo taki jestem w środku. Pytanie tylko czy chcę się aż tak zmieniać? To pytanie może się wydawać głupie ale spotykam mnóstwo ludzi, którzy nie chcą zmian. Wzrost duchowy jak każdy inny ma swoje etapy. Jednym z pierwszych jest etap poprawności. Staramy się być mili i dobrzy dla innych, staramy się pozytywnie myśleć, nie wpadać w gniew, być uśmiechniętymi i pogodnymi. I tu kryje się pułapka – STARAMY SIĘ, a to oznacza, że jeszcze nie jesteśmy. Nasze pozytywne cechy muszą wynikać z naszej wewnętrznej konstrukcji, muszą być naturalną konsekwencją naszego wewnętrznego wzoru a wewnętrzny wzór nie zmienia się bo ja będę się od dziś uśmiechał. Tu niezbędna jest przemiana.

Jak rozpoznać czy jesteśmy prawdziwie dobrzy czy poprawni? To proste. Poprawność wymaga naszej stałej uwagi i włożonego wysiłku do utrzymania obecnego stanu.

Prawda jest lekka, zwiewna. Tu nie ma wysiłku, uważności i napięcia. To dzieje się samo, jakby poza nami.

Jeżeli już sprawdzacie się na skalach to sprawdzajcie swoje parametry w sytuacjach na co dzień, jak ja to nazywam „przy otwartych oczach”. Tam jest cała prawda o naszych parametrach. I do wzrostu duchowego nie musicie sprawdzać całej masy parametrów. Wystarczy odczytać ze skali nr 5 – tempo przemiany duchowej. Ten jeden odczyt pokaże całą prawdę o wzroście duchowym.

(skala astralna nr 5 – https://www.popko.pl/rozwoj-duchowy/pliki-do-pobrania/skale-astralne/)

Tak na koniec, wchodźcie w modlitwy i jak najdłużej utrzymujcie te stany przy otwartych oczach a jak naj mniej główkujcie. Naprawdę, żeby jeździć samochodem nie muszę być od razu mechanikiem…